Chaos deterministyczny
wysoko w powietrze dziewczyna
na widok chłopaka z kwiatami.
To jej ukochany, jedyny
na mały wszedł placyk z uliczki,
szukając dziewczyny oczami.
A słońce znad dachów skrozłotą
posoką w zmrok słodko się sącząc,
bursztynem powlekło tę chwilę.
Więc: trampki zastygłe nad brukiem
i kucyk wygięty półłukiem,
i uśmiech chłopaka w uliczce.
Gdy bańka z widoczkiem już pękła,
wraz ruszył z szarpnięciem czas z miejsca,
opadła panienka na ziemię
i w dłonie klasnęła wesoło,
rozprysnął się dźwięk naokoło,
czym przywiódł był przestrzeń o drżenie.
Zaś z drżenia zrodziła się siła
i z wiatrem po świecie błądziła,
by strącić pająka z sufitu,
gdzieś w centrum Europy, nad ranem,
gdzie w serce zraniony kochanek,
już, już spinał palec na cynglu.
Wciąż wahał się jednak, czy w niebyt
pogrążyć się warto i nie żyć,
gdy pająk na biurko mu zleciał,
to kota do skoku zjudziło,
gość w szoku spust nagle przycisnął,
a potem gdzieś był sztorm stulecia.