Do góry nogami
Widziałem, jak pękło niebo
i wpadłem w jego otchłanie,
z wywróconymi do wewnątrz
oczami na łeb leciałem.
Ciało wypiłem, zjadłem krew,
wierciłem w brzuchu nicości
palcem, a z palca grzech jak dżem,
oblizywałem najsłodszy.
Trudno zapuścić korzenie
w rzece o wodzie pożółkłej,
nie było wtedy i wiem też,
że dzisiaj znów będzie jutrem.
Gdy ponieść daję się rzece,
mówisz, że tak jest niedobrze,
że płynąć to nie jest lecieć,
połykam oddech i tonę.