Baudelaire
W szóstym roku życia traci swego ojca
Matka wychodzi za mąż za Jacquesa Aupicka
To oficer wojskowy rodziny nadzorca
Od kary za swawole już się nie wymiga
Wysłano go do Indii gdy miał dwadzieścia lat
Po powrocie z podróży otrzymuje spadek
Odtąd żyje jak dandys z fortuną za pan brat
Bierze eter i opium nie świeci przykładem
Choruje na syfilis, poznaje Jeanne Duval
Kuratela rodzinna, dwieście franków renty
Nad jego wydatkami rodzina wciąż czuwa
Odbiera mu to wszystkie do życia zachęty
„Kwiaty zła” publikuje w pięćdziesiątym siódmym
Roku, dziewiętnastego wspaniałego wieku
Obraza moralności to jest zarzut główny
W opinii Le Figaro tom ma wiele grzechów
Ucieka do Brukseli przed wierzycielami
Ma wygłosić odczyty w kraju dzielnych Belgów
Przewraca się w kościele jest sparaliżowany
Matka mu towarzyszy w tej ostatniej drodze
„Umarłem bez zaskoczenia, a straszny świt
Ogarnął mnie. - I co! Czy to już wszystko?
Kurtyna się podniosła, a ja wciąż czekałem.”
II
Dandys nosi biały frak jego cechą jest szpan
Dandys musi żyć i spać przed złoconym lustrem
Prototypem dandysa jest upadły szatan
Zimny dandys chlubi się wyszukanym gustem
Dandys goni za szczęściem, jest bogatym leniem
Jego cechą jest próżność, nosi maskę chłodu
Dandys żyje w bogactwie, umiera na scenie
Dotyk skrzydła w błękicie, prawdziwy lekkoduch
„Chwała i cześć tobie, szatanie, na wyżynach
Niebios, gdzie królowałeś, i w głębinach
Piekła, gdzie pokonany marzysz w ciszy!”
III
Kobieto podłe zwierzę przeklęta istoto
Uwielbiam twoje piękno gwiazdo moich oczu,
Byłaś moją miłością każdą nocą złotą
Królowo mego serca, pani mego losu
Twoje oczy są dwoma zimnymi perłami
Idziesz jak smukły statek który się kołysze
Z tobą jestem związany jak więzień z pętami
I kocham tak jak mogę więzów twych słodycze
„Z pewnością ja, ze swej strony, odejdę usatysfakcjonowany
Ze świata, gdzie działanie nie jest siostrą marzeń;
Obym użył miecza i zginął od miecza!”
IV
Wypływamy na Morze Imperium Ciemności
Ku naszej gwieździe bladej rozpinamy żagle
Między niebem i morzem szukając wolności
Piękne statki sunące w wichurze i we mgle
Śmierć ten stary kapitan każe nam żeglować
Głos rozbrzmiewa na mostku, widzę brzeg szczęśliwy
O wieczni wojownicy, załogo widmowa
Chwało czystego nieba, w zachodzącym słońcu.
„Pewnego ranka odchodzimy, z rozpaloną głową,
Z sercem pełnym urazy i gorzkich pragnień,
I idziemy, podążając za rytmem fali,
Kołysząc naszą nieskończoność na skończoności mórz:”
2023-09-21