we wszystkich miastach na ziemi
na zieleń traw granitowe płyty
w półcieniach nic się nie zmieniło
kończą się duszne straszne nijakie sny
czasem może z liściem lotosu
nie z tego miejsca gdzie nas nie ma
wstaje świt z kolejną nadzieją na dobro
które sączy się cieniutką linią uśmiechu
ten mężczyzna na przystanku już zmęczony
ta kobieta w torebce trzyma całe życie
wyboiste jak droga którą przeszli
od jakiegoś wczoraj do niepewnego za chwilę
niebo ciągle niewzruszone nad głową
dla przełamania jakiś obłok jeden drugi
kiedy ziemia się toczy w swoim tempie
tylko my tacy niedoskonali
chcemy przegonić czas
biegniemy coraz szybciej gubimy jedną miłość
łapiemy za dłonie drugą trzecią i toniemy
w studni bez dna tylko kończą się sny
czas wstać i iść nawet wszystkiemu wbrew
nic się nie zmieniło