Rozmowa
rozdzierają jak papier spokój serca twego.
I choć powód tak błahy, nie pytasz dlaczego,
tylko kąsasz by racją przez moment się stały.
Biją serią po ścianach wyblakłe banały,
gdzieś w okopach trafione dogorywa ego.
Wybuchł granat zapalny na piersi bliźniego,
a w twych dłoniach się fajczy znicz przebrzmiałej chwały.
Jaki sens w tym by niszczyć, łamać, ciąć i palić?
Rozpoławiać korpusy przy dźwiękach czardasza?
Komu będziesz się potem swym triumfem chwalić,
gdy nadzieję pogrzebie cyrograf Judasza,
a szczęście pojednania utonie w oddali?
Czy nie lepiej normalnie powiedzieć przepraszam?