liryka nocy
poruszała się ciemność
huraganowym tchem
wicher porywał gwiazdy
odwracał bieguny
kołysał dłonią świat
ze ściany na ścianę
błądziło okno
zapadała się w otchłań
poduszka
leżeliśmy zatopieni w mroku
w liryce naszego tanga
zaczęło pulsować życie
jakby anioł zstąpił
na płonącym obłoku
i ziemię wyklętą
na wznak obracał
nagle zmieniło się niebo
w jaskrawy, świetlisty hangar
po, którym palcem wodzi księżyc
i w oczy wilgotne
jak kielichy szklane
srebrne krople wylewa
ręką do serca przytyka
obrazy słońca
zamyka powieką