dzień na skraju nieba
dzień na skraju nieba zaczął się już wczoraj
gdy pożółkłe myśli nie dawały zasnąć
w głowie szumiał ołów nadchodzącej burzy
poszarpane noce i chłodne poranki
rozdawały dreszcze przenikliwych wspomnień
świat pod parasolem skrywał łzy w zamknięciu
tulił w sobie ciepło porannego mleka
ciemność pod osłoną zamkniętego mroku
ustąpiła ciszy trzymając niepewność
przy zgranym duecie początku i końca
będę jeszcze ciszej, głucho w tobie milczał
kiedy już odjedziesz spacer sobie zrobię
pójdę hen przed siebie dobrze znaną drogą
w podrapanych dłoniach poczuję twój zapach
upojny aromat płatków dzikiej róży