oleandry wilgotne od łez...
skąd idą i dokąd szli
wiadomo wojna jest mówiła
nie można pozwolić choćby na cień
niewiary wobec uzbrojonego człowieka
tak mocno zagubionego
od jego kaprysu zależało czy będą
mogli pójść w swoją nędzną beznadziejną drogę
czy będą mogli usnąć bez szczękania zębami z zimna
jej malutka córeczka kwiliła
jak pisklę jaskółki w gnieździe pod dachem
którego nie było
nie było domu i nie było już powrotów
ale była miłość i wiara na zakwitanie rosy
chciała krzyczeć że wszyscy jesteśmy potworami
że to co się dzieje jest odwróceniem świata
przekroczeniem granicy repetowania śmiercią
chwilą na opamiętanie
że serca.
przebiegły z lewej na prawą stronę
i to co było życiem nie wróci
zostanie nienawiścią
tylko tam jest wybawienie szeptała
przewijając palcami niebieskie paciorki
fala ludzi płynęła do Ojczyzny
tylko gdzie ona była?
czy została za nią niedokończona
czy przed nią czekała na dokończenie
napatrz się losie na swoje dzieło
wykrzyczała spojrzeniem
ta Anna kobieta świętego spokoju
napatrz się na ten fartuch twojej Matki
i na fotografię czarnej ziemi
pokurczonej od zwęglenia
nigdy potem o tym nie mówiła
zamknęła w sobie swoje okradzenie z człowieczeństwa