Słysząc śmiech
ale nie snem dziecka
położonego do łóżka
gdy przykrywamy ciało kołdrą
była powszednia śmierć
rysowana na słupkach
którym nie ufaliśmy
dlaczego mieliśmy ufać
elektronicznym przekazom
kiedy budził się ogród
miała postać kobiety
w szarym płaszczu
baliśmy się
braku ponaglenia z jej strony
gdy prowadzono chorych do transportu
weszła do ambulansu za ratownikami
jak do kwiaciarni albo cukierni
by usiąść przy stoliku z bezą
odjechali wspólnie
zostawiając nas
z książkami w dłoniach
z garnkami na palnikach
z niemowlakami przy policzkach
czy wrócą
nie wiemy
kroimy jabłka
namaczamy bieliznę
rozmowy toczymy po cichu
i niezbyt często
w częściach domu
do których nie zaglądamy
jest coś czego się boimy