Syn marnotrawny mówi o sobie
Ech, ja głupi, czego ja szukałem w świecie,
gdy u ojca miałem darmo wszystko przecież.
Owszem brakło mi przygody, pięknych kobiet
więc należność wziąłem i poszedłem sobie.
Myślałem też jak tu mieć i nie pracować,
na rozrywki i zachcianki nie żałować,
lecz gdy zajrzał głód do kraju
wszelkich zajęć się imałem
byle przeżyć
i żołądek swój zapełnić.
Pomyślałem, pewnie ojciec gardzi synem,
lecz zlituje się choć może odrobinę.
Z ciężkim sercem do rodziny więc wracałem,
w myślach słowa jakie powiem - układałem.
Zawstydzony zobaczyłem dom a z progu
ojciec biegł dziękując za mój powrót Bogu.
W jego silnych wciąż ramionach
popłynęła mi łza słona...
Uczta dla mnie?
On mnie kocha tak bez granic.
Starszy brat jest do mnie bardzo uprzedzony,
ja nie dziwię się, też byłbym rozzłoszczony.
Tamten wybór... Nie ma czego mi zazdrościć,
żyłem gorzej niż zwierz jakiś, bez godności.
Po upływie czasu...
...
...
Ach mój Ojcze ukochany, to sprawiłeś,
że mam w bracie przyjaciela, męską siłę
aby w sercu oraz w czynach
być przykładem też dla syna
kiedy spotkam
tą najsłodszą, tę jedyną.