Majumba
Jak w okamgnieniu, teraz już bym chciał.
Przeskoczyć morza i wał upalnej dżungli,
By spojrzeć i pobyć tam - bym wiele dał.
Tam, gdzie plaż piasków biało-złote pasy,
Przez pocałunki przesypane nagich stóp,
Przewietrza śpiew pędzony przez pasaty,
A słodkiej wody łowionej morzem w bród.
Widzieć i patrzeć na grzywy wypiętrzone
I w nozdrzach czuć zwrotnika ciężki żar,
I zapach kwiatów w gąszczu zatopionych,
Nadmorskich chat i spopielałych traw.
A kiedy słońce zakończy bieg konieczny,
Na las deszczowy spadnie gradu czerń.
W ciemnościach otworzą się magicznie,
Żółte kobiety leoparda oczy, skryte w cień.
Nie zwiedzie mnie przewrotna maskarada
I sierści cętkowanej między wzrokiem splot.
Pozwolę, by mnie tropikalny oplótł zapach,
A w lepką wciągnęła dżunglę kobieta - kot.
Zamknięty w ogrodach bóstwo - zielnych,
Między kruczą gęstwiną a kurtyną z lian,
W dziką swoistość rozproszę się poranną,
Jak w słodką, małą śmierć - zupełnie sam.
A kiedy z jutrznią pierwszy promień spłynie,
Latarnia wskaże drogę, która szkliście drga.
Nie trzeba mi światła, wtedy sam powrócę,
Gdzie wszystko wciąż tak samo trwa.