Miałem marzenie
Gdzieś w Kazimierzu, a może w Pułtusku,
Szedłem wzdłuż Wisły, szedłem szarym piachem,
Gdy kłócił się głośno poseł z Klarenbachem.
A w domu na skarpie znudzona kochanka
Przerwała, na spór Sasina z Pochanke.
Zaś z ust kobiety, co pod rękę z Jurkiem,
Słyszę Maciarego, co się wadzi z Mazurkiem.
I ujrzałem: przed bramą redaktora Lisa.
Kołatał i krzyczał – Wpuścić infamisa !
Błagając - Wstaw się za mną w PiS-ie !
Przynieś - głos odrzekł – Głowę Tuska na misie.
Jeszcze dobrze pamiętam, gdy Fakty minęły,
Jak Wisłą ekrany ławicą płynęły.
A z każdego, zwinnie zmieniając się w płotki
Wypadły i Krupy, Rozenki, Cichopki.
Kiedym się ocknął, pod kran wsadził głowę,
Westchnąłem, a liżąc „waniliowe”,
Wpadłem znów w letarg, marząc jak dziecko,
O wakacjach pod gruszą - lecz z Danusią Holecką.