Rejsy codzienności
Patrzę w horyzont szukając mej drogi
Poprzez mielizny i wicher mi wrogi
Zrozumieć próbuję siebie samego
Wiatr łapię w żagle swojej desperacji
Dłońmi ster chwytam z ciemnej samotności
Kompas wskazuje pragnienie miłości
Walczę z falami straszliwych tentacji
Rozwijam mapę swoich dobrych chęci
I kurs ustalam na czynienie dobra
Modlitwę krótką kieruję do Boga
Zobojętnienia bym uniknął klęski
Na niebie gwiazdy tych, co już odeszli
Mówią, co było, jest i co nadejdzie
Wskazują drogę gdy jestem w rozterce
Na swego świata już samej krawędzi
Żegluję wśród skał potencjalnych błędów
Przez archipelag straconych okazji
Gęstą, fałszywą mgłę ludzkich iluzji
Marzeń i pragnień rozrzuconych strzępów
Twarz mą owiewa bryza niepewności
Gdy wciąż dopływam do wyspy bezludnej
Kotwicę strachu podnieść coraz trudniej
By wciąż wypływać w rejsy codzienności