*** (Gdy w moim zimnym kraju...)
pojawia się na chwilę
prawdziwie letnia pogoda
(między innymi
poznaję to po tym,
że ludzie zaczynają
narzekać na upał),
siadam na swoim
zacienionym tarasie
ze szklanką białego wina
i czytam na przemian
Kwartet Aleksandryjski Durrell’a
oraz wiersze Kawafisa,
a wtedy robi się całkiem znośnie,
zwłaszcza, jak zapominam
o tak zwanych
ważnych sprawach,
czyli o miłości, nienawiści
i kupowaniu nowych
przedmiotów.
Mijają lata,
a ja nie chciałbym
niczego zmieniać
w swoim odczuwaniu
rozkoszy bytu,
dlatego obawiam się,
czy w Niebie
będą takie ciepłe i ciche dni,
bo na obrazach
widziałem Miejsce
raczej zimne,
pełne hałaśliwych trąb
oraz nieprzebranego tłumu
egzaltowanych istot,
ubranych w niewygodne
złote albo białe szaty,
co zasadniczo,
sprawiało dość przykre
wrażenie.