Łzy I Cynamon
W głowie, jak potok na spękane serce,
płynie rzeka Twojej gorzkiej nieobecności.
Jesteś niegotowością, słoną łzą w pucharze rozterki, co miesza się z kroplą świętej, oliwnej czystości. Ten paciorek z lśniącego różańca,
spada w ciszę, gdzie na aksamitnym dywanie;
Cynamonowe okruchy, oliwki rozsypane.
Zapach egzotyczny, sproszkowany, jak szansa
na rozgrzeszenie w braku dotyku, w rytmie kołatania. Tańczysz jak cień w sypialni, tożsamość ulotna... Tylko tęsknota jest, pulsująca, niezapomniana.
II.
W szumie traw, gdzie potok myśli mąci źrenice,
szukam kształtu dłoni, która miała być ostoją.
Byliśmy klonem i lipą, na wspólnej granicy,
lecz liście zwiędły, zanim zdążyliśmy nazwać swoją. Wewnętrzna burza, żar, co spala i leczy,
jak amazoński deszcz na wyschniętą ziemię.
Prowokacja czeka w tym czekaniu, wbrew ucieczce, w pragnieniu, by znów objąć Twoje skronie. Potrzebny był czas - mówiono - cierpliwość to cnota. Lecz każde dziś bez Ciebie jest jak puste niebo. A kasja świtu, w którym nadzieja ulata złota, pachnie jak ciasto, pieczone beze mnie, lecz dla kogoś.
III.
Głęboki tekst pisze się na skórze, nie na pergaminie; Metafora ciała, które znało już ból i wytchnienie. Więc czemu pamięć wraca do cynamonu, co słodko ginie w porannym chłodzie, niczym intymne przebudzenie?
Gdy dłoń przeciąga się leniwie, szukając bliskości,
nie czując, że obok jest tylko powietrze i wspomnienie. A w tym geście dumy, w tej domowej czułości, kryje się sens, co nie jest już naszym istnieniem. Jesteś łzą, co oczyszcza, i korą słońca, co kusi, ukojeniem w geście natury, co życie kreśli. I choć drogi rozeszły się, melodia w duszy wciąż się kłusi: To był Ty, to był Ja, to była miłość, której nie unieśli.