Ostatnia wigilijna cząstka z pluszowego misia (haibun)
Wówczas po wigilijnej wieczerzy, za tą grubą powłoką stała ona, trzyletnia dziewczynka z kręconymi pszenicznymi loczkami wokół twarzy, w krótkiej sukieneczce i sweterku wydzierganym grubym ściegiem. W jakim kolorze? Nikt tego nie pamięta, bo czarno-białe fotografie już wyblakły. Jej małe rączki opasują pluszowego misia – prezent od Aniołka.
Pozostawiona w ciemnym pokoju, przez prześwit w drzwiach obserwowała co dzieje się za jedną z tych zasłon.
Ciocia Zosia siedziała przy łóżku mamy i przesuwała w dłoniach paciorki różańca. Głośny turkot maszyny do szycia, starego Singera zakłócał ciszę. Pod palcami babci czarny materiał uciekał spod stopki maszyny. Lubiła ten odgłos. Tylko dlaczego mama taka blada? Dlaczego ma zamknięte oczy i nie uśmiecha się? – myślała. Na ścianach powoli kładły się nocne cienie, wielkie języki ciemnoszarości. Nie pamięta, jak usnęła. A kiedy się obudziła, promienie słoneczne muskały ściany pokoju. Cisza, jaka panowała była dla niej zupełnie obca, inna, nie czuła zapachów dolatujących z kuchni, ani nie słyszała cudownego głosu mamy nucącego piosenki. Podeszła pod drzwi, spojrzała w niedomknięcie. Już wiedziała, że ona odeszła do nieba i tam będzie na nią czekać. Przytuliła mocno misia do piersi i oparła się pleckami o wystygłe kafle pieca. Czuła jej obecność i tłumaczyła sobie, że mama umarła, ale nadal będzie ją kochać. Przecież była jej długo wyczekiwanym dzieckiem?
Wpatrzona w małą choinkę, pomiędzy zielonym igliwiem zobaczyła twarz maminki. Duże szafirowe oczy wpatrywały się w nią z wielkim skupieniem, i ten uśmiech podkreślony wiśniową, ulubioną szminką mamy... Wiedziała już, że to ona, zawsze będzie obok niej kroczyć.
grudniowy wieczór
mrok zabiera blaski dnia
noc odkupieniem