W mojej spiżarni w niedzielę.
prześwietlana złocistym światłem poranka,
zaczyna nowy dzień.
Jest cicho, niemal martwo.
To niedziela.
Nawet wiatr to wie i nie targa liści winogronowych.
Wszystkie opadłyby na dół, zwiastując zimę.
Nawet ptaki,
milczą ze zdziwieniem.
Nie słychać ruchu ulicznego.
Spokój aż brzęczy w uszach.
Nagle słyszę moje myśli, w tygodniu zawekowane w słoikach na później.
Teraz przyglądam im się przez szkło;
Wybieram, które otworzyć.
W spiżarni zostawiam myśl : ,,Nie uda się od razu".
Obok: ,,To niemożliwe, jak w filmie".
Na najwyższej półce w podcieniach sufitu: ,,Nie jestem tego warta".
Następnym razem wyrzucę je na śmietnik.
Do pokoju, na dębowy kredens zabieram: ,,Jestem zajebista" oraz ,,Tak, można mnie tak bardzo kochać".
Stoją w słoikach wypełnionych płatkami róż.
Nawet jak są zamknięte, upajają swoim słodkim zapachem.
Aaaaa i obok ,,Wszystko co uczynię wypadnie pomyślnie" z księgi Psalmów.
Potknęłam się właśnie o bury lęk.
Zamykam go w kolejnym słoiku i ustawiam pod sufitem.
Razem odkręcamy po kolei słoiki z kredensu.
Kręci się w głowie od zapachu róż.