Letnie pozietrze
Długsze dnie, a słónko gnoty wygrzywa.
Modre niebo, zietrzyk leciuchny,
a dangi take ciściuchne.
A chabry w zbożu mózió- nie hakaj am!
łoset- je psiankne, weno wej!
Góronc i parno, potam grznioty i psioruny
trzaskali, że hej.
Brok tlo muchy sia użalili i muchory nie tniali, flancować tlo kam?
Długie letnie pogodne popołudnie,
a słonko wszystkie kości wygrzewa,
niwą bezkresną błękitem wyszytą.
Patrz! Osty też są takie piękne.
Oszczędź je.
Parno, wieczorne pioruny trzaskają że hej!
Jak przesadzić komary i muchy- wiesz?
Uciążliwe są, nadymają się i tną- jak deszcze.
Dokąd zmierzam, myśli wciąż się wełnią.
Spojrzysz w oczy Boży człowieku?
Tam widać wiatru dreszcze.
Z losem przewrotnym razem pod ramię.
Z chabrową dziewczyną jeszcze w nieznane.
A świty się kłębią wciąż nieporadne.
Z odpowiedzią zwleka, haftując chmury burzowym ćwiekiem.