Gwiezdna eskadra 6
- Joker! Krzyknął. - Ty łobuzie! A ty skąd tutaj???
- Wtargnął na pokład i nie dało się go wywabić. Rozległ się głos z kabiny pilotów.
Joker mlasnął jęzorem, jak zwykle był z siebie bardzo zadowolony.
Nagle w głowie Steve'a zapaliła się czerwona lampka.
- Nigdzie nie lecimy! Krzyknął.
- Rozkazy są jasne. Odezwał się ten sam głos.
- Natychmiastowa ewakuacja drużyny nieśmiertelnych...
- Nigdzie nie lecimy, to rozkaz!
Krzyknął Steve wyjmując bułkę z plecaka.
- Teraz będziesz jadł??? Odezwał się David, który właśnie dotarł na pokład z resztą marines.
Steve udał, że tego nie słyszy, szybko odwinął bułkę z papieru i zanęcił Jokera.
Zwierzę powąchało ostrożnie bułkę, po czym capnęło zębiskami, ale Steve cofnął dłoń.
- No... Jokuś. Kto cię zawsze częstuje bułką z pasztetem???
Joker znieruchomiał. Przekrzywił łeb, po czym znienacka wyskoczył z pojazdu w szaleńczym biegu.
Steve uderzył pięścią w przycisk podnoszenia rampy i wrzasnął.
- Natychmiast startujemy!!!
- Start awaryjny. Rozległ się beznamiętny głos jednego z pilotów.
Transporter w akompaniamencie ryku silników błyskawicznie uniósł się w powietrze. Steve wpadł do kabiny pilotów z krzykiem.
- Lecimy za tym psem!
Transporter natychmiast ruszył w powietrzu
z dziobem pochylonym ku dołowi.
- Tylko go nie zgubcie! Odezwał się Steve.
- Spokojnie. Odpowiedział jeden z pilotów.
- Widzimy go na skanerach.
Joker nie okazywał zmęczenia, biegł długimi susami od 10 minut. Gdy wpadał w wysokie trawy zostawiał za sobą długą smugę. Przynajmniej tak to wyglądało z powietrza. W końcu roślinność zaczęła się zagęszczać i zwierzę zniknęło pośród drzew. Piloci obserwowali uważnie skanery. Kilka minut później Joker nagle zatrzymał się w gąszczu.
- Tam! Krzyknął Steve i wskazał palcem.
Na pobliskim drzewie prześwitywała czapa spadochronu. Poniżej na linkach wisiał niewidoczny dla oczu moduł ratowniczy myśliwca. Uwięziony w module Han był wciąż nieprzytomny.
- Lądujemy! Rozkazał Steve.