Gwiezdna eskadra (cały sezon)
publikuję trzeci sezon mini opowiadania.
Tekst po korekcie.
Zapraszam odważnych do lektury :)
- Admirale. Ma pan gościa. Poinformował żołnierz u progu kajuty.
- 5 minut! Odparł Admirał i wykonał gest ręką by mu nie przeszkadzać.
Po czym kontynuował rozmowę przez interkom.
- Czy nieśmiertelni są gotowi?
- Odlatują za minutę. Odezwał się głos z interkomu. - Zwiad donosi, że w sektorze jest coraz mniej bezpiecznie.
- Podnieść czujność okrętu na stopień ”yellow”! Rozkazał dowódca.
- To może nie wystarczyć…
- Wracajcie na stanowisko. Bez odbioru! Zakończył Admirał i wyłączył przyciskiem interkom. Wstał z fotela i podszedł do szyby widokowej. Gdy wpatrywał się w szybę rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! Rzucił głośno.
W tej sekundzie w przestrzeni za szybą przeleciał transporter. Admirał odprowadzał go wzrokiem i zamyślił się.
- Paul... Wyrwał go z zadumy kobiecy głos. Odwrócił się, a serce zaczęło mu łomotać jak oszalałe. Dwa metry od niego stała kobieta o piwnych oczach.
Ta sama kobieta z jego zdjęcia!
- Gniewasz się jeszcze na mnie???
Zapytała. - Nie odzywałeś się.
Nie odbierałeś wideo rozmów...
- Elizabeth! Nie gniewam się. Ale jest wojna. Bałem się, że przylecisz.
Nie chciałem cię narażać…
Elizabeth błyskawicznie podeszła i przytuliła mężczyznę czule. Ten po chwili objął ją ramionami.
- Elizabeth...! Admirał spojrzał w brązowe oczy kobiety.
- Nic nie mów, Paul. Elizabeth położyła palec na jego ustach. Po czym skradła mu pocałunek.
Była cała rozpromieniona.
- Pewnie jesteś głodna, rozkażę by przyniesiono coś do zjedzenia.
- Jestem głodna ciebie. Roześmiała się.
- I jestem szczęśliwa!
***
Kajutę spowijał półmrok, a do środka wdzierały się cudowne gwiazdy.
Elizabeth i Paul leżeli na białej pościeli.
- Czy jesteśmy bezpieczni? Zapytała Elizabeth.
- Tak. Na pokładzie są trzy gwiezdne eskadry.
- Nie o to pytałam. Uśmiechnęła się.
- Jesteśmy bezpieczni.
- A czy jestem bezpieczna z twojej strony? Elizabeth przekomarzała się.
- Tego nie mogę zagwarantować. Roześmiał się Paul.
Elizabeth ukryła się w ramionach mężczyzny.
- Wiem, że mnie kochasz...
- A skąd wiesz???
- Bo gdy do ciebie mówię zawsze patrzysz mi w oczy. Wpatrujesz się w nie jak w dwa diamenty i... słuchasz moich słów... A teraz... zdradza cię bicie twojego serca.
Paul w milczeniu gładził włosy Elizabeth.
- Co będzie jutro...? Zapytała zasypiając.
- Nie martw się ukochana. Jutro po prostu będzie... kolejny dzień.
********************************2
Z wysokiej trawy przypominającej ziemską sawannę wychyliła się głowa Steve'a. Mężczyzna machnął ręką porozumiewawczo i ruszył przed siebie. Za nim podążyły uzbrojone po zęby cztery postacie. Po chwili oddział wyszedł na dużą polanę. Była wypalona do ziemi, a na jej środku widać było wbity w piach kadłub myśliwca. Wokół walały się kawałki metalu, a w powietrzu wciąż unosił zapach spalenizny. Na kolejny znak Steve'a trzech marines natychmiast rozbiegło się by zabezpieczyć teren, zaś Steve z Davidem podeszli do kadłuba myśliwca i wbili w niego wzrok.
- Daj radio! Odezwał się Steve do przyjaciela.
Po chwili w eterze rozległ się głos Steve'a.
- Asy do dowództwa! Jesteśmy na miejscu katastrofy.
- Słyszymy was! Odnaleźliście kapitana Hana???
- Nie, ale brakuje jego modułu ratunkowego. Odpowiedział Steve.
- Jakie są szanse, że przeżył???
W tym momencie David zaczął wymachiwać podniesionym kciukiem przed oczami Steve'a.
- Duże! Nadał Steve.
- Kontynuujcie misję. Bez odbioru!
********************************3
Admirał stał pochylony się nad biurkiem w swojej kajucie. Na blacie leżały poukładane, metalowe elementy. Paul błyskawicznie łapał kolejne z nich i coś budował w dłoniach, przy akompaniamencie metalicznych chrzęstów i trzasków. Gdy skończył wyprostował się i spojrzał na zegarek.
- Trzydzieści sekund. Mruknął do siebie z zadowoleniem. - Wciąż nie wyszedłem z wprawy.
Po czym schował złożony pistolet do szuflady.
- Serce… Rozległ się mięciutki głos tuż przy jego uchu.
W tym momencie Elizabeth położyła głowę mu na ramieniu i od tyłu objęła go ramionami.
- Rozpakowałaś już się kochanie? Zapytał Paul.
- Tak, ale co nieco bym zmieniła w kajucie.
Mężczyzna roześmiał się szczerze.
Rozległ się dźwięk interkomu.
- Przepraszam cię kochanie. Powiedział, po czym przyciskiem włączył komunikator.
- Admirale… nadaje drużyna Asów. Poinformował głos.
- Przełączcie do mnie! Rozkazał dowódca.
Po chwili w kajucie rozległ się głos Steve'a zagłuszany hukiem z broni krótkiej i seriami z karabinków.
- Admirale! Melduję, że jesteśmy pod ostrzałem. Wywiad zawiódł! Planeta miała być czysta!
- Natychmiast przerwać misję!!! Krzyknął dowódca.
- Proszę o powtórzenie. Odezwał się Steve.
- Przerwać misję!!! Wycofajcie się do miejsca katastrofy. Stamtąd was podejmiemy! Bez odbioru!
Paul wyłączył interkom i poczuł wzrok Elizabeth na swoich plecach. Odwrócił się. Stała tam zalękniona. Chciał coś powiedzieć, otworzył usta, ale ona po prostu podeszła i przytuliła się.
- Wszędzie tam gdzie ty. Powiedziała cicho.
********************************4
- Bez odbioru! Nadał przez radio Steve po czym krzyknął do drużyny.
- Wstrzymać ogień!
Marines natychmiast przylgnęli do głazów jak pijawki.
Poniżej znajdował się kamienisty brzeg i szerokim korytem płynął strumień. Woda wzburzała się na wystających kamieniach, połyskiwała w słońcu, a nad jej powierzchnię wyskakiwały błękitne ryby. Widok był piękny, jednak dla biernego obserwatora najbardziej widowiskowe były zielone promienie nadlatujące z drugiego brzegu i rozpryskujące skały za którymi chronili się żołnierze.
- Granaty dymne w wodę! Zawołał Steve.
Wkrótce w powietrzu poszybowało kilka ładunków i wylądowało z pluskiem. Przez chwile nic się nie działo po czym strumień zasłoniła ściana dymu.
Ostrzał nieprzyjaciela zelżał i jeden z marines chcąc lepiej widzieć wstał na równe nogi.
- Siad!!! Wrzasnął Steve, ale było już za późno. Z dymu mignął zielony promień i przeszył nieszczęśnika, który padł na ziemię z rozłożonymi rękoma. Towarzysze natychmiast rzucili się na pomoc, ale już tylko po to by dać znak, że żołnierz nie żyje.
- Niech to szlag! Zaklął pod nosem Steve.
David spojrzał na niego wyczekująco.
- Granaty hukowe! Zawołał Steve bez wahania.
Po dłuższej chwili okolica zadrżała od kolejnych detonacji. Ostrzał nagle ustał. Steve tylko na to czekał.
- Wycofujemy się! Krzyknął do drużyny.
- Co z ciałem marine??? Zdążył zapytać David.
- Nie ma czasu! Zabierzcie tylko broń i rzeczy. Ta planeta stała się jego grobem!
********************************5
Drużyna Asów biegła bez wytchnienia kamienistym szlakiem. Nagle tuż nad ich głowami przeleciał statek powietrzny. Serca żołnierzy zabiły mocniej. Steve poczuł, że adrenalina zaraz wytryśnie mu uszami i jeszcze bardziej przyspieszył biegu. Pierwszy wpadł na wypaloną polanę. Transporter już czekał na jej końcu z opuszczoną rampą. Steve slalomem wyminął szczątki myśliwca i wbiegł do pojazdu, ale stanął jak wryty. Przywitała go para wielkich, czerwonych ślepi.
- Joker! Krzyknął. - Ty łobuzie! A ty skąd tutaj???
- Wtargnął na pokład i nie dało się go wywabić. Rozległ się głos z kabiny pilotów.
Joker mlasnął jęzorem, jak zwykle był z siebie bardzo zadowolony.
Nagle w głowie Steve'a zapaliła się czerwona lampka.
- Nigdzie nie lecimy! Krzyknął.
- Rozkazy są jasne. Odezwał się ten sam głos.
- Natychmiastowa ewakuacja drużyny nieśmiertelnych.
- Nigdzie nie lecimy, to rozkaz!
Krzyknął Steve wyjmując bułkę z plecaka.
- Teraz będziesz jadł??? Odezwał się David, który właśnie dotarł na pokład z resztą marines.
Steve udał, że tego nie słyszy, szybko odwinął bułkę z papieru i zanęcił Jokera.
Zwierzę powąchało ostrożnie bułkę, po czym capnęło zębiskami, ale Steve cofnął dłoń.
- No... Jokuś. Kto cię zawsze częstuje bułką z pasztetem???
Joker znieruchomiał. Przekrzywił łeb, po czym znienacka wyskoczył z pojazdu w szaleńczym biegu.
Steve uderzył pięścią w przycisk podnoszenia rampy i wrzasnął.
- Natychmiast startujemy!!!
- Start awaryjny. Rozległ się beznamiętny głos jednego z pilotów.
Transporter w akompaniamencie ryku silników błyskawicznie uniósł się w powietrze. Steve wpadł do kabiny pilotów z krzykiem.
- Lecimy za tym psem!
Transporter natychmiast ruszył w powietrzu z dziobem pochylonym ku dołowi.
- Tylko go nie zgubcie! Odezwał się Steve.
- Spokojnie. Odpowiedział jeden z pilotów.
- Widzimy go na skanerach.
Joker nie okazywał zmęczenia i biegł długimi susami od 10 minut. Gdy wpadał w wysokie trawy zostawiał za sobą długą smugę. Przynajmniej tak to wyglądało z powietrza. W końcu roślinność zaczęła się zagęszczać i zwierzę zniknęło pośród drzew. Piloci obserwowali uważnie skanery. Kilka minut później Joker nagle zatrzymał się w gąszczu.
- Tam! Krzyknął Steve i wskazał palcem.
Na pobliskim drzewie prześwitywała czapa spadochronu. Poniżej na linkach wisiał niewidoczny dla oczu moduł ratowniczy myśliwca. Uwięziony w module Han był wciąż nieprzytomny.
- Lądujemy! Rozkazał Steve.
********************************6
Drzwi otworzyły się gwałtownie i do kajuty Admirała wparowała dwójka nieśmiertelnych. Stanęli przed Admirałem, zasalutowali od niechcenia nie wyjmując papierosów "zwycięstwa" z ust. Wyglądali jakby przed chwilą wyszli z boju.
- Wolno palić! Rzucił na powitanie Admirał.
- Gratuluję wykonania misji ratunkowej!
- I kolejnego niewykonania rozkazu. Dodał już pod nosem.
- Przejdźmy do rzeczy, chcę wam przedstawić nowego członka oddziału.
W tym miejscu Admirał wyszczerzył zęby.
Na dźwięk tych słów z głębi sali wyłoniła się ładna, filigranowa blondynka ubrana w strój pilota. Kobieta miała niebieskie oczy i włosy upięte z tyłu. Uśmiechała się promiennie.
- Ana Scott. Najlepsza w akademii pilotów! Dodał Admirał.
Kobieta podeszła do najbliżej stojącego Steve'a i wyciągnęła dłoń na powitanie.
- Cześć! Jestem Ana.
Ten nawet na nią nie spojrzał tylko strzepnął popiół z papierosa.
Admirał się roześmiał i skwitował.
- Koledzy są trochę nieśmiali. Oczekuję, że zadbacie o koleżankę. Na początek oprowadźcie ją po pokładzie. A teraz sio!
Steve i David jak na zawołanie zgasili papierosy.
***
Gdy drzwi admiralskiej kajuty się zatrzasnęły Steve natychmiast zaczepił Anę.
- Słuchaj paniusiu! Ja osobiście do ciebie nic nie mam, ale nie zamierzamy cię niańczyć! I chciałbym sobie oszczędzić widoku jak umierasz.
- Na moją śmierć będziecie musieli zaczekać. Odrzekła z uśmiechem Ana.
- Doprawdy? Odrzekł Steve również z uśmiechem. - Panie przodem. Dodał i ukłonił się.
Ana śmiało ruszyła przed siebie, a za nią nieśmiertelni. Szli korytarzem dłuższą chwilę, gdy Steve zwolnił kroku i skinął głową na Davida.
Ten w oka mgnieniu podskoczył do kobiety i uwięził jej głowę pod swoją pachą. Ana zareagowała natychmiast. Stawiła opór i zakręciła rękoma jak wiatrakami. Jej lewa ręka wylądowała na czole mężczyzny, a prawa uderzyła go w krocze. David wrzasnął i nim zdążył się zorientować leżał na ziemi. Ana ruszyła na Steve'a.
- Spokojnie! Roześmiał się Steve i wyciągnął dłoń na powitanie. - Jestem Steve!
David leżał na podłodze jęcząc.
- Nie wygłupiaj się Dave i wstawaj. Dodał.
- To była tylko niewinna pieszczota. Chodź Ana, oprowadzimy cię po pokładzie!
********************************7
Ana szybko poznawała życie na krążowniku. Swój czas dzieliła pomiędzy odprawy pilotów, przeglądy techniczne myśliwców, krótkie loty treningowe oraz oczywiście czas wolny. Zgrabna kobieta w stroju pilota i z emblematem elitarnej eskadry robiła ogromne wrażenie na załodze okrętu, zwłaszcza marines, którzy ukradkiem przyglądali się Anie na pokładowej stołówce. Sami nieśmiertelni różnie reagowali na Anę. Han był dla niej życzliwy, ale chłodny co nie było zaskoczeniem biorąc pod uwagę, że na Ziemi wyczekiwała na niego ukochana kobieta. Steve skupiał się głównie na układaniu Jokera, za to szczególną sympatią Anę darzył David, czego zdawała się nie zauważać. Na stołówce zawsze częstował ją deserem, przekonując, że już jest najedzony. Nawet w drobnych nieporozumieniach stawał po jej stronie. Raz nawet odniosła wrażenie, że okrył ją kocem, gdy spała, a w kajucie zrobiło się nagle zimno. Czas upływał szybko i gdy w hangarze zobaczyła na myśliwcu nowy napis "As4", wiedziała że nadszedł czas prawdziwej służby.
********************************8
- Tu dowódca eskadry świętych! Rozległ się głos na mostku. - Wpadliśmy pod ostrzał ciężkich myśliwców. Proszę o wsparcie!
- Zaraz podeślemy wam dwie eskadry. Odezwał się Admirał.
- Admirale. Dziesiątkują nas! Proszę o wsparcie nieśmiertelnych.
- Co robią nieśmiertelni? Zapytał cicho Admirał pierwszego oficera.
- W pełnym składzie polują na szperacze Critów.
- Posyłam wam nieśmiertelnych! Nadał już głośno Admirał.
***
Myśliwce nieśmiertelnych na aktywnych dopalaczach niczym iskry mknęły w przestrzeni kosmicznej. Gdy eskadra dotarła w obszar potyczki w ich kierunku natychmiast poleciały pociski sterowane Critów. Nieśmiertelni nawet nie próbowali manewrować i trzema celnymi salwami odesłali w niebyt nadlatujące rakiety. Po czym rozpoczęli polowanie. Błyskawicznie siadali na ogonach Critów, namierzali i niszczyli. Critowie nagle poczuli, że z myśliwych stali się zwierzyną.
Ana zniszczyła już cztery maszyny wroga, gdy jeden z pocisków usiadł jej na ogonie. Próbowała go wymanewrować jak uczyli ją w akademii, ale bez skutku.
- Han! Nadała. - Nie mogę zgubić rakiety!
- Natychmiast zrób zwrot na prawym silniku i zestrzel pocisk!
Ana próbowała nadal manewrować po czym błyskawicznie obróciła myśliwiec i dała salwę z miotaczy promieni. Spudłowała.
- Ana!!! Krzyknął Han.
Wtedy myśliwiec Davida zamienił się w kulę ognia.
***
Ana wyskoczyła z myśliwca jak oparzona. Po jej policzkach spływały łzy. Han podszedł do niej wolnym krokiem, a ona rzuciła mu się na szyję ze szlochem. Mężczyzna powoli uwolnił się z jej ramion po czym powiedział.
- Widzieliśmy co się stało, Ana. To była decyzja Davida. I tak zeznamy przed dowództwem. Po czym dodał. - Zasłonił Cię. Uratował Ci życie. Mam nadzieję, że ty jesteś w stanie oddać życie za któregoś z nas.
Ana chciała krzyknąć TAK, ale głos ugrzązł jej w gardle. Piła łzy.
- David cię lubił, chyba nawet więcej niż lubił. Dodał Han.
W tym momencie Ana poczuła jak pęka jej serce. Opadła na kolana, ukryła w swoich ramionach i wydała cichutki jęk.
Han dotknął naszywki na jej ramieniu.
- Ten Feniks na twoim ramieniu to nie przypadek. Powiedział. - Odrzuć ból i łzy. Odrzuć ból, łzy i odródź się na nowo!
Kobieta podźwignęła się z kolan i załzawionymi oczami spojrzała na Hana z niedowierzaniem. Zaś on brzegiem palca zatrzymał łzę, która chciała spłynąć po jej policzku i rzekł.
- Teraz jesteś jedną z nas. Teraz jesteś... nieśmiertelna!
*koniec sezonu trzeciego