maskarada
nawet nie wiemy ile w nas siły
zwykłej pierwotnej woli przetrwania
dopóki los we wnyki nie chwyci
i nie przymusi do umierania
wtedy w nas wściekłość życie wyzwala
wołając w przestrzeń o czasu trwanie
by nie skończyła się maskarada
gdy nie czas jeszcze na umieranie
bo my mocarni tacy jesteśmy
jak drzewa których wicher nie łamie
pierwotni chociaż tacy współcześni
wciąż nie gotowi na umieranie
nawet nie wiemy wiedzieć nie chcemy
jaki czas sztuka ta będzie trwała
wszak nikt odchodzić nie chce ze sceny
nawet gdy przyjdzie czas umierania
- wiara -
ten ptak uśpiony w mojej piersi
czeka na lotu czas nieznany
by kiedyś w czysty blask słoneczny
odlecieć cicho wczesnym ranem
i rozkołysać się pod niebem
jak cichych pragnień srebrne deszcze
ten ptak schowany w moim ciele
nie wykluł się do lotu jeszcze
ale wciąż śpiewa w sercu tętnem
dni co mijają jak schematy
i rozpromienia przestrzeń pięknem
na przekór podłej twarzy świata
ten mój skrzydlaty duch natury
co w klatce duszy jest ukryty
żyje dopóki boski promień
oddycha we mnie każdym świtem
bo gdy nadejdzie świt ostatni
po nocy którą śmierć odwiedzi
ulecieć w przestrzeń się odważy
aby pozostać czymś w co wierzę