na placu
twarz miała jak
higieniczna chusteczka
i ciało złożone w kruchy trójkąt
wiatr i samochody
na zimowych oponach
wytarły w nią koszmarnie
zasmarkane nosy
skąd się wzięła ?
stała na placu, daleko od bloków
między przystankami
jakby zapomniała dokąd
ma odjechać
i na co czekać
w papierowych oczach nie było
domu
nie było śladów odcisków palców
sztuczne lampy jeszcze się paliły
zastępując długą nieobecność słońca
dwa tyłki na czterech nogach
przecięły plac
i wdeptały ją w śniegową maź
przejeżdżający stwór smarknął potężnie
i pognał przed siebie śpiewając
nieśmiertelnego Presleya