karmazynowy przypływ
która powraca nie wyruszając donikąd
kiedy zamykam oczy otwieram drzwi
do pokoju wiecznej tęsknoty
wchodzę tam już bez pukania
jak do siebie gdy nie ma ciebie u mnie
widzę jak uśmiechasz się w smutku
kiedy spoglądasz w przyszłość za siebie
próbuję pocieszyć każdą twoją łzę z osobna
osuszam ją strumieniem ciepłych słów
płynących z głębi mego serca
dobrze mi w tej tęsknocie aż do bólu
nie wiem tylko czy zaspane nocą poranki
dobudzą nasze pragnienia
i nie przerodzą się z czasem
w karmazynowy przypływ