Ucieczka przez bramę śmierci...
~ Maria Fredro-Boniecka
Pamiętała do końca swoich dni
o tamtym świcie,
kiedy musiała uciekać od macierzanki,
od malw wysokich i pszenicznego złota.
Tamtego lata, mrok zmieszał dym palących
gniazd, z zapachem lipcowego miodu.
Niedziela, a dzwony biły, lecz nie na jutrznię - tylko na rzeź.
Anna spoglądała w stronę swojej wiosny,
dalekiej już od miejsca, a wciąż bliskiej w niej samej.
Tam płonęła, tutaj krwawiła tak samo,
jak niebo nad jej ławką po gruszą.
Spoglądała, na śpiące dzieci na wozie i
na Tomasza, by znowu zamgleniem spojrzeć
w tamto miejsce.
Wtedy nie wiedziała, że po raz ostatni...