Wiosna malkontenta
Wiosna w powiewnej przyszła sukience,
a z nią błoto, psie kupy i śmieci.
Połyskują jej oczy cielęce.
Rano pada, to znów słońce świeci.
W kościach strzyka od tych rewelacji,
chociaż gruchają słodko gołębie.
Muszę uczynić pokłon farmacji,
bo się pewnie jak zwykle przeziębię.
O alibi mnie kumpel dziś prosił,
gdyż zapomniał się z Kaśką ponownie.
Znów namiętność go wiosną unosi,
choć garść włosów ma tylko na głowie.
W słońcu wyszły na deptak dziewczyny,
odkrywając swe wdzięki powoli.
Nie spoglądam na ich sprośne miny
bojąc się, że mnie głowa rozboli.
Tu udo błyśnie, tam znów kolano
rozpięte ciężkie palto ochłodzi.
Ja odpuszczam, choćby mnie chłostano.
Niech już zajmą się miodem tym młodzi.
Wiosna dzieli swe atrakcje z gestem,
kwitną fiołki i buja rzeżucha.
Nic już więcej nie powiem, wszak jestem
pełen obaw, że żona podsłucha.