TRZYDANIOWE TURECKIE JADŁO CO SIĘ PRZEJADŁO
Hummus –
humanitarny mus do wszystkiego.
Zmusza po połowie – zresztą do zgody.
Rozsmarowana utopia.
Imbir –
tylko im zależy na reklamie,
ale jak trzeba rozgrzać serce – reszta znika z przepisu.
Korzeń z duszą nie do znalezienia.
Jajecznica –
tylko ja i resztki po rozmowie.
Sadzone znaczenia na patelni ze śmiechu.
Kebab –
karmiący mit gościnności,
serwowany z plastikowym uśmiechem.
I z pytaniem: „sos łagodny czy cały świat?”
Leczo –
lecz o co chodziło?
Warzywa się zeszły – a sens się rozgotował.
Łazanki –
łagodna wersja zderzenia kultur.
Makaron i kapusta w małżeństwie z rozsądku –
niby polskie, ale bez paszportu.
Mięta –
mała próba świeżości
w zastygłej herbacie codzienności.
Aromat przeszłości – odparował.
Naleśnik –
pozornie pełny – zawija pustkę.
Słodkie alibi pustego wnętrza.
Ostryga –
z muszlą zamkniętą na cztery spusty.
Już nikt nie czeka na perłę – tylko na post.
Pizza –
liczba π podzielona na osiem.
Zniknęła – zanim zdążyłem sięgnąć po siebie.
Ryż po persku –
resztki z imperium
doprawione curry z instagrama.
A wszystko leży na talerzu z geografii.