TURECKI ALFABET – SAMO-POSTRZAŁ
Krótki, trafiony, prawie jak ja.
Czasem celny, czasem tylko we mnie.
B – jak Być czy mieć?
Nie mam złudzeń.
Ale bywam takim nikim, że aż widać.
C – jak Codzienność.
Omija mnie z klasą.
Zostawia jedynie rachunki i metafory.
D – jak Drażliwość.
Nie dotykać ...
chyba że mojego interwału ciszy –
wtedy wybucham wersami.
E – jak Echo.
Zawsze się odzywa, gdy milczę.
I brzmi lepiej ode mnie.
F – jak Fraszka.
Mała, wredna, złośliwa –
czyli idealna partnerka do pisania.
G – jak Głębia.
Szukam jej zawzięcie.
Zwykle trafiam na fundament banału –
podpisany moim nazwiskiem.
H – jak Hałas znaczeń.
Uwielbiam ciszę –
zwłaszcza tę, która wygląda jak refleksja,
a jest po prostu brakiem puenty.
I – jak Interlinia sumienia.
Zostawiam ją szeroką. Na wypadek,
gdyby sumienie chciało się ewakuować.
J – jak Ja.
Najbardziej przepracowana postać mojej poezji.
I najbardziej przeceniona.
K – jak Klawiatura.
Terapeuta na etacie –
nie przerywa, nie ocenia, zapisuje.
Nie wystawia faktur,
ale regularnie mnie wystawia.
L – jak Lektura.
Czytaj powoli –
każdy wers może być niezamierzony.
Ł – jak Łatwość pisania.
Zaczyna się i kończy na tytule.
Nie dotyczy mnie nawet z daleka.
M – jak Miara.
Mam ją.
Czasem przykładam do świata.
Zwykle nie pasuje.
N – jak Niedopowiedziane.
Moja ulubiona wymówka,
gdy nic nie wynika z wiersza.
O – jak Oko na wers.
Czasem widzi.
Czasem przeoczy sedno. I tak zostaje.
P – jak Pastisz.
Piszę, jakby to był ktoś inny.
Na szczęście – nikt nie wie, że to ja.
R – jak Rym.
Omijam go wolnym łukiem.
Chyba że sam do mnie trafi –
wtedy udaję, że to zamierzone.
S – jak Sens.
Bywa.
Jak tramwaj – rzadko punktualny i nigdy tam, gdzie czekam.
T – jak Tureckizmy.
Eksperyment – moja wynalazczość po godzinach.
Nie wszyscy przeżywają lekturę.
U – jak Upór.
Z niego powstałem.
I tylko dzięki niemu jeszcze nie zniknąłem.
W – jak Wiersz wolny.
Wolny od wszystkiego.
Czasem nawet od sensu. Ale za to mój.
Y – jak Yyyy...
Czyli mój wewnętrzny redaktor.
Zawsze obecny. Rzadko pomocny.
Z – jak Zgryz.
Mój znak rozpoznawczy.
Zgryzam świat wers po wersie,
aż zostanie tylko posmak absurdu.
*** Na marginesie: ***
Nie pisz mi gratulacji –
to tylko autoportret w krzywym zwierciadle,
które sam sobie postawiłem,
żeby się poobserwować
i jeszcze bardziej nie lubić.
Nie jestem poetą.
Jestem efektem ubocznym zbyt wielu przecinków
i jednego przesadnie używanego „ja”.
Czytaj na własną odpowiedzialność.
W razie mdłości – nie obwiniaj tekstu.
On też się mnie brzydzi.
I nie ma do mnie litości – bo sam go napisałem.