Cudowna i porozpinana z guzików...
Pojawiła się w drzwiach butiku, taka zjawiskowa i duża. Opalona w zwiewnej sukience w miętowym kolorze. Rdzawe pepegi na stopach. Biust obfity, ale jędrny, i dobrze ułożone włosy. Twarz, delikatnie muśnięta pudrem i szminką. Zaopiekowana i urocza. Między czterdziestką a...
Sprzedawczyni niskiego wzrostu i szczuplutka, o mentalności gaduły: – Ale się pani zmieniła!
Duża bez owijania, pełny luzik i wdzięk: – Przytyłam prawie siedem kilogramów, w niecałe trzy miesiące.
Mała zadziwiona: – Tak po prostu z niczego?
Duża z satysfakcją: – Ależ nie, zjadam codziennie ciastko. Nawet dwa lub trzy.
Mała dociekliwie drąży: – I od tego, tak się tyje?
Duża z cudnym uśmiechem: – Lubię też hamburgery, nuggetsy, frytki, zapiekanki, steki i kocham najbardziej jeść! Jakoś tak mi się zrobiło po pięćdziesiątce.
Mała zamartwiona: – A pani małżonek, co na to?
Duża ha, ha, ha: – Mąż? Tyje ze mną. Właśnie jesteśmy umówieni na czekoladowy raj w Czarodzieju... Ha, ha, ha