podpalę słońce
chcę podpalić słońce
jest północ, powinna być nieśmiertelna
chcę zatrzymać się w mroku
nie ubierać ciała
nie szukać konturów
nie zwracać uwagi na szczegóły
nie dobierać kolczyków
i butów
nie pakować torebki
(to taki głupi przedmiot
z masą zbędnych rzeczy
w środku
na kilkugodzinne
wyjście
donikąd
chcę podpalić słońce
wyminąć dzień
i nie wymijać przechodniów
chcę przytulić się do tej czarnej
przepastnej
sukienki
jak do jedynego stroju
niezaadresowanej wyspy
bez ścian, drzwi, okien, murów
otoczonej gęstą wodą
podmywającą brzegi
zalewającej łóżko pościeli
nie chcę wsiadać do komunikacji
miejskiej, chcę podpalić
całe miasto, drogi prowadzące
w przepaście, jestem senna,
chcę nie udawać że mam
oczy otwarte szeroko, chcę minąć
przystanek, na którym wysiadam
chcę spać, płynąć dalej, w nieskoń-
czoność
i milczeć gdy nie mam nic
do powiedzenia
chcę podpalić słońce,
usypuję stos – z bólu
szykuję zapałki… to już niedługo,
żeby się ośmieszyć
i zacząć ubierać
wyrzucać puszki, opróżniać popielniczki
obrać jabłko, wypić mleko
spakować torebkę
odsłonić żaluzję, wpuścić trochę światła
dla umierającego kaktusa
wyjść na ulicę
wsiąść i wysiąść z tramwaju
na odpowiednim przystanku
ale dzisiaj w nocy użyję młotek i gwóźdź
przybiję księżyc
najwyżej się pokłócą
i jedno spłonie od drugiego