Noc przy muzyce Billa Evansa
od prochów, czy raczej odblask
reflektora odbitego od klawiszy?
Czarno białe dźwięki niesie
po ciemnej scenie, gdzieś
za oceanem, w zadymionej sali,
w jednym z miejsc i w czasie,
w którym nigdy nie byłem,
a powinienem. Kiedy wyjmuję płytę
z odtwarzacza, ty wciąż grasz,
mniej więcej w tej samej przestrzeni,
w której siedziałem przed laty,
przy jednym drinku, patrząc
w oczy pewnej dziewczynie.
I chociaż muzyka leciała inna,
to takie samo było odczucie
zapadania się w ciemność, która
była przyjazna, a może tylko
tak się wtedy wydawało.