Porwanie
i schować Cię tylko dla siebie, nadrobić z Tobą te lata,
Gdy jeszcze nie byłaś moją, gdy smaku ust Twych nie znałem,
bo odkąd jest mi on znany, to szczerze go pokochałem.
I mieszkałbym z Tobą w pałacu, albo w szałasie na plaży,
a z nami gromadka dzieci - to właśnie dziś mi się marzy,
I byłbym z Tobą szczęśliwy, trzymając się z Tobą za ręce,
śmiejąc się z Tobą, kochając i płacząc - zdobywał codziennie Twe serce.
Twe serce rozkochać tak pragnę, choć byłabyś moim jasyrem,
Uczyniłbym Cię Królową - ja byłbym Twym niewolnikiem.
I rzuciłbym Ci pod nogi, połowę diamentów świata,
i oddałbym Tobie bez chwili wahania swoje najpiękniejsze lata.
A kiedy zechciałabyś wrócić, z tej wyspy bezludnej, do ludzi,
Zwróciłbym Tobie pełnię wolności i wciąż dla Ciebie się trudził,
I strzegłbym Cię od ludzkiej głupoty, chronił od złego spojrzenia,
i pokazał te ścieżki kręte, by spełniały się Twoje marzenia.
A kiedy bym się zestarzał i Ciebie czas by doświadczył,
mając w pamięci te wspólne chwile, to wtedy bym się oświadczył,
Szłabyś powoli w sukni błyszczącej, w stronę strojnego ołtarza,
Ty Panna Młoda, starsza niż goście, co też nieczęsto się zdarza,
I wtedy mógłbym już umrzeć, z Tobą przy moim ramieniu,
śmiejąc się w duchu do siebie, w swoim ostatnim westchnieniu.
I w jednej trumnie nas zamkną, splecionych w ostatnim tańcu
aż ciała się nasze rozłożą, w tym ziemnym, grobowym szańcu.
Na naszych prochach wyrasta ku szczęściu kolejne już pokolenie,
Pnie się to drzewo pędzone do wzrostu naszej miłości korzeniem.