Spacer po Majdanku
odczuwam dyskomfort deszczu smagającego mi twarz.
Jednak Ci, którzy poruszali się tędy w błocie,
Mijając, osiemdziesiąt lat temu, te same ponure baraki,
Uśmiechnęliby się tylko, w obliczu moich zmartwień...
Moja naruszona strefa komfortu wciąż bowiem mieści się w moim człowieczeństwie...
Zgwałconym i zabranym skutecznie tym, których zamknięto tu jak szczury w klatce...
Potomkowie Kanta, naród, który wydał na świat Wagnera, Bethovena, Goethego, Bacha...
Naród wzruszający się ich twórczością...
Naród, który wymazywał inne narody z kart historii świata...
Ciemiężył, gwałcił, mordował, torturował...
Naród katów, złoczyńców i szaleńców, którym się wydawało, że mogą być panami życia i śmierci innych narodów...
Najsłynniejszym austriakiem nie jest już Mozart, a wizyta w, tych kilku otwartych dla zwiedzających, barakach pozostawia mdły smak w ustach...
Smak śmierci zgnilizny, stęchlizny, smak goryczy...
Naród sprawców dziś wpisuje się na listę ofiar wyimaginowanego systemu, którego sami są twórcami... Znów rości sobie prawa do mówienia innym co mają myśleć i jak mają żyć...
Churchill miał rację mówiąc, że trzeba ich prewencyjnie bombardować co pięćdziesiąt lat, bez podania racji...