Las
Kiedy wszystko znika z zasięgu wzroku
Słychać straszliwe krzyki
Nieludzkie wręcz ryki
Złą sławą jest owiany
Gdyż każdy kto wejdzie kończy martwy...
Wszystko zaczęło się dawno temu
Kiedy pradziady służyli bogu swemu
Grupa młodych niewolników
Chcąc wyrwać się z elit wpływów
Krwawą bitkę nagle wszczęli
Strażników gardła poderżnęli
I uciekli w nieznanym im kierunku
Licząc na odrobinę ratunku...
Biegli tak już bardzo długo
O postym żołądku, w ustach sucho
Zatrzymali się w jakimś lesie
Mijając okoliczne wsie
Byli zmęczeni i przestraszeni
Mając dużo wolnej przestrzeni
Rozbili natychmiast obóz swój
W pobliżu znaleźli niewielki wodopój
Brakowało im jedynie pożywienia
Zjedliby nawet surowego jelenia...
Kilku chłopców udało się na przechadzkę
Krzycząc głośno, mając niezłą zabawę
W głąb lasu niedaleko ich domu
Jak zwykle nie mówiąc o tym nikomu
Idąc znanym im szlakiem
Z oddali zobaczyli ognisko pozostawione odłogiem
Najstarszy z nich zaczął podchodzić bliżej
Pozostali prosili żeby nie szedł dalej
Zignorował ich i się powoli do celu zbliżał
Nie spodziewali się, że ktoś już na nich czekał...
To zasadzka!
Była to nieuczciwa walka
Z każdej strony zostali otoczeni
Oprawcy w ostre kije uzbrojeni
Z zimną krwią ich zabili
Na ucieczkę szans nie mieli
Zwłoki poćwiartowali i usmażyli
A na samym końcu je zjedli...
Na tym nie poprzestając
Z czasem również tam się osiedlając
Polowali na ludzi niemal codziennie
Ulepszając przy tym swoje uzbrojenie
Każdy kto w tym lesie się zgubił
Do domu już nigdy nie wrócił...
Od tego czasu wiele lat minęło
Z roku na rok tysiące ludzi zginęło
Mimo znaków ostrzegawczych
Oraz licznych historii opowiedzianych
Zawsze znalazł się ktoś
Kto sądził że ma w sobie to coś
Żeby po zmroku do lasu dumnie wejść
I zwycięski oręż nad sobą nieść
Lecz jak to się zwykle okazywało
Zjedzone zostało takiego ciało
Stąd też te wszystkie ostrzeżenia
Gdyż nie są one bez znaczenia...