Gdańsk w roku 1986
Tańczyliśmy
w noc ciemną od papierosów,
w knajpie Paradise,
na parkiecie skrzypiącym,
jak nasze umorusane,
sztubackie dusze.
Mówiono nam,
bez pieśni zginiemy,
więc niech będzie pieśń,
choćby z charczącej
szafy grającej.
Mówiono nam,
bez miłości zginiemy,
więc niech będzie miłość,
choćby do końca semestru;
do odjazdu PKS-u
o 17.20.
W miastach portowych
łatwiej o koniec świata
i słone wiersze,
ale za to tutejsze noce,
tak naprawdę,
nie kończyły się
nigdy.