Kliknij, żeby kochać
na każdym tulisz się do Wi-Fi,
bo sygnał miał lepsze parametry niż ja.
Babcia pytała o małżeństwo.
Szkoda pamięci —
jakby to była aplikacja:
„Pobierz, zainstaluj, zrestartuj uczucia”.
Niestety — kompatybilność zerowa.
Suknia ślubna błyszczała w gablocie
jak banner reklamowy obiecujący
„miłość premium bez reklam”.
Ale ty wolałeś subskrypcję Netflixa —
tańsza, auto-odnawialna, bez zobowiązań.
Tort ślubny upiekłam twojej siostrze,
bo kalorii w emocjach było za dużo,
a obrączka?
Zardzewiałaby szybciej
niż twoje: „Na zawsze”.
W kuchni dziadkowie szepczą,
modlitwy brzmią jak składanie
zamówienia na wnuki:
„niech im w dzieciach wynagrodzi”,
z dostawą do rodzinnej narracji.
Ale świat działa w trybie awaryjnym —
smog, wojny, kredyty.
Niech nie liczą na nowy model człowieka;
i tak zgłosiłby mnie na gwarancję —
system_rozrodczy.exe not found.
Świadkowie klaskaliby na Zoomie,
opóźnienie siedem sekund, emocje zero.
Przysięgi wyskoczyłyby jako powiadomienia:
„Uwaga: wchodzisz w strefę przeciągów uczuciowych,
możliwe burze pretensji i gradówka z niewypowiedzianych żalów.”
System radzi: wyloguj się,
zresetuj,
wróć do ustawień fabrycznych
albo przytul kogoś z innej sieci.
Kredyt spina mocniej niż ślub,
a Excel wyświetla nasze życie w trybie błędu:
wpisuję liczby,
a on uparcie zamienia je w daty —
prowadzi automatyczną archiwizację porażek.
Dziadek zrobił pierścionek z metalu,
który sam wygiął w kształt nadziei.
A ty nie byłeś w stanie kliknąć „zamów”,
bo kończyła ci się waluta wirtualna
na skórki w grze i promocje na Steam.
Przeliczyłeś mnie na abonamenty:
obiady dożywotnie, czysty dom,
kobieta od ogarniania tego,
czego ty nie chcesz widzieć.
Zabrakło jednego gestu,
który nie wymagał hasła
ani kodu weryfikacyjnego.
A potem antywirus zapytał:
„Czy jesteś pewien, że chcesz przejść dalej?”
I kliknąłeś:
Anuluj subskrypcję.
