Spowiedź oblubieńca
bo tylko oni wiedzą, co czynią.
I kiedy patrzę na jego palce
lepkie od owocu granatu,
jestem gotowy zrozumieć,
dlaczego Persefona uległa pokusie.
Zamknięte, niezdolne do choćby
najmniejszego z ziemskich drgnień
tuli powieki niczym ćma skrzydła
wtapiając się wzorem we wzór,
w korę dębu lub sosny,
by strzec się przed śmiercią,
co nadchodzi z nieba.
(On jest bezpieczny,
ja już o to dbam
ze wszystkich śmiertelnych sił).
Palce dłoni wplata w moje włosy,
niby Atena powstrzymująca gniew Achillesa,
drugą składa pod policzkiem,
na którym rzęsa maluje cień antycznego mostu.
Pierś wtuloną w moje ramiona
unosi oddech spokojny,
niezakłócony złym snem,
nietknięty przytomnością.
Ufnie pozwala mi leżeć u swego boku
niczym najwierniejszemu z kochanków – księżycowi,
który spogląda przez okno,
badawczym spojrzeniem odkrywając
ciało pogrążone w snach niepojętych.
Niech się nie trwożą serca
przebite strzałą Erosa,
niech nie wypełnia ich lęk
przed spokojem płynącym z miłości,
ale i ty, panie,
wybacz grzesznikom,
gdy choćby przez chwilę
nie wiedzą, co czynią.