Nirwana
dzień wstał lewą nogą i ziewnął ospale.
Skapują strużkami mokre smutki z góry,
wielki jesteś Panie, w swojej boskiej chwale.
Szlachetne lenistwo, nic robić nie muszę;
leżę na tarasie jak kocur zaspany.
Usypiam tęsknoty, zaspokajam duszę -
osiągam mistyczny błogostan nirwany.
Wiatr uduchowiony rozszeleścił drzewa,
od niechcenia w liściach melizmaty ćwiczy.
Jak piana ze szklanki nuda się przelewa,
pięknie jest tak bardzo, że aż trąci kiczem.
W takiej chwili wiersze wychodzą z ukrycia,
słowa składa w wersy lipcowa zaduma.
Czas, liryk łagodny, puentuje sens życia,
przestało już padać, po cichu deszcz umarł.