Ballada o wybieraniu
Hen daleko, hen głęboko,
gdzieś w podziemnych jam głębinie,
na piekielnej podwalinie zamek stoi,
w przeraźliwej mąk krainie.
Sam Lucyfer w kotle miesza
wywar straszny i trujący.
Potwór tam przy sterach władzy.
W lochach szloch pokutujących.
A w niebiosach, hen wysoko,
wśród złocistych cud miraży
Bóg wszechmocny na to patrzy.
Huf aniołów ma na straży.
Strącił kiedyś zbuntowanych
tam, gdzie otchłań i niezgoda,
ale podłość wciąż w natarciu,
złu straconej władzy szkoda.
Ślą z podziemi więc nieczyści
jad do mózgów nieodpornych,
cieszą się gdy szatan górą,
prób imają się potwornych.
Niebo wabi zaś błękitem.
Jacyś święci wśród obłoków…,
a tu seks, pieniądze, sława
i moc pokus na widoku.
W centrum walki człowiek stoi
z wolą wolną i wyborem,
niebo często lekceważąc,
podłość krzewiąc w krąg z uporem.
Życie krótkie. Czas ucieka.
Wiara, bądź nie wiara?
Głupi łatwiej ma na świecie -
myśleć nawet się nie stara.
Wybór trudny i odwieczny.
Kłamstwo? Prawda? Zło? Mamona?
Co dzień święty i codziennie
Bóg na krzyżu dla nas kona.
Płyną wieki, płyną ery…
Piękna ziemia mknie w przestworza.
Niebo? Piekło? Czyściec? Wybierz!
Nagroda lub kara Boża.
Bogumił Pijanowski