Obmyślam sobie świat którym oddycham
poetom na wiersze
malarzom na dobór koloru farby
politykom na durne ustawy
listonoszom na lżejsze torby
akapit pierwszy
spacer po górach
wolność zamknięta w kamieniu
uwalniana z każdym krokiem
naprzód
szczyt
niby jeden z wielu
okupiony zwątpieniem
krwią i łzami
akapit drugi
miłość szczera
ona nie potrzebuje blichtru
czerwonych dywanów
róż
ona po prostu jest
stawia połamane żagle
gdy nie masz już nadziei
zawraca ze złych szlaków
akapit trzeci
port
gdzie wszystko jest ciche
znasz tu każdy kamień
każde źdźbło trawy
każdy zachód słońca
mój obmyślony świat
tylko taki
żyć i umrzeć w nim
będąc szczęśliwym
reszta to tylko nawóz pod frezje