Radość mimo wszystko
Jasność spojrzenia i blask moich oczu
Dawno przyćmiły już lata starości.
Dlaczego starość me spojrzenie mroczy,
Skoro mam w głowie wciąż tyle jasności?
Młodość, jak skóra z węża zeszła. Szkoda.
Już starość mrozi kwiaty w mym ogrodzie.
Minęła siła, wigor i uroda,
Została słabość i bóle na co dzień.
Nadchodzi pora pokuty, pokory -
Nie z pobożności, a tylko z bezsiły.
Samotne, puste są moje wieczory,
Samotne noce - zimne i niemiłe.
Lecz nie narzekam za bardzo, bo przecież
Nie po to człowiek żyje, by się smucić.
Z niebytu ja się zjawiłem na świecie
I czas nadchodzi, by w niebyt powrócić.
Że krzyż mnie boli? Jużem przywykł. Co tam!
Lecz ciągle jeszcze moje serce wie, że
Tego, co urwę dziś z drzewa żywota
Przez całą wieczność nikt mi nie zabierze.
Wszak ciągle to jest kapitał niemały,
Co mi ocalić z młodości się dało.
Dawne miłości wiatry gdzieś rozwiały,
Lecz wierne wino ze mną pozostało.
Niechaj radosny śpiew w krąg będzie słychać,
Abym się znowu królem życia poczuł,
Bo przy gitarze, przy pełnych kielichach
Niestraszne bóle, nietrzymanie moczu.
.