Sąd
- No i kogoż my tu mamy? – zapyał Sędzia.
- Ach tak, krytyka – odpowiedział sam sobie, był przecież wszechwiedzący – Udzielam głosu oskarżycielowi.
- Wysoki Sądzie! Oskarżam podsądnego o systematyczne łamanie ósmego przykazania. Oceniał innych nie po to, by im pomóc w samodoskonaleniu, lecz w celu zdyskredytowania ich w oczach czytelników swoich wypocin.
- Sprzeciw! – nie wytrzymał obrońca – Oskarżyciel powinien mówić o faktach. O swoich motywach opowie sam podsądny, kiedy Wysoki Sąd udzieli mu głosu.
- To są fakty – odciął się oskarżyciel – Możemy zaraz przeanalizować proponowane przez niego poprawki do ocenianych utworów. Zawsze szły w stronę zepsucia, a nie poprawienia ocenianego dzieła.
- Znowu sprzeciw! – obrońca punktował oskarżyciela w sposób nieubłagany - Mój adwersarz pragnie narzucić wszystkim swoje gusta literackie. Podsądny miał inne. A posiadanie gustów odmiennych od oskarżyciela nie jest grzechem.
- Posiadanie gustów odmiennych od oskarżyciela nie jest grzechem – powtórzył oskarżyciel – jednak grzechem jest pycha i zawiść. Podsądny mając gusta odmienne od moich jednocześnie był głęboko przekonany, że są one obiektywne. Że to co mu się podoba jest piękne, a to co nie – nic nie warte. I nie jest to mówienie o jakimś wewnętrznym przekonaniu podsądnego, tylko o tekstach, w których temu przekonaniu dał wyraz. Widział się lepszym od innych, choć patrząc obiektywnie nie miał do tego powodów. Jednak pycha jest grzechem bez względu na to, czy są do niej powody, czy nie.
- Zgodnie z sugestią obrońcy proszę podsądnego, by opowiedział o swoich motywach – przerwał oskarżycielowi Sędzia.
- Wysoki Sądzie – zaczął podsądny – Byłem pełnoprawnym konsumentem kultury. Kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń. Nie chcę tu mówić ile nudnych książek przeczytałem, na ilu koncertach wytrzymałem aż do samego końca, jakie paskudztwa musiałem oglądać w galeriach sztuki. Ale dzięki tym wszystkim katuszom stałem się człowiekiem obytym, który ma swoje zdanie i potrafi coś ciekawego powiedzieć na każdy temat. A tu raptem przychodzi ktoś, kto uważa, że bez własnej ciężkiej pracy ma pozycję taką jak moja, a może nawet wyższą. Kto ma swoją własną opinię na temat wszystkich tych książek, całej tej muzyki, malarstwa, rzeźby, wszystkiego. A co gorsza opinie te nieraz są odmienne od tego, co na temat tych dzieł sądzą fachowcy – krytycy, historycy sztuki... Nie może przecież tak być, że jakieś widzimisię dyletanta jest równouprawnione z osądem fachowców, że moje trudy i mozoły były niepotrzebne, bo do pełnego uczestnictwa w kulturze uprawnia intuicja. Te bezczelne uroszczenia...
- Podsądny nie zdaje sobie sprawy – przerwał mu sędzia – że wygłoszona przez niego obrona jest w swej istocie bluźnierstwem. Bowiem stwierdził, że dar Boga jest wart mniej, niż to, co on sam wypracował.
- Proszę wybaczyć mojemu klientowi – wtrącił się obrońca – Ten niefortunny zwrot wynikł z dużego napięcia emocjonalnego. Podsądny chciał powiedzieć, że czuje się w pewnym sensie obrońcą kultury. Jego rzetelna praca umysłowa spowodowała, że wytworzył sobie pewien spójny obraz dorobku minionych epok. Niestety w kulturze współczesnej można obserwować wiele prądów. Niektóre z nich kultywują i nadal wzbogacają ten dorobek. Inne jednak stanowią jego zaprzeczenie. Powodują, że w odczuciu mojego klienta kultura się stacza, brutalnieje, chamieje. On widział więc swą rolę (oczywiście na miarę swoich skromnych możliwości) jako rolę ogrodnika w ogrodzie. Ogrodnika, który usuwa chwasty po to, by lepsze warunki wegetacji miały szlachetne i piękne kwiaty. Oczywiście którą roślinę uznamy za chwast, a którą za kwiat – wynika z naszych subiektywnych preferencji. Jednak za tym subiektywizmem jest ukryty pewien obiektywizm. Przecież chociaż wielu mamy ogrodników, każdy ma inne gusty, raczej nie zdarzają się ogrody, z których usuwano by róże, by zrobić lepsze warunki pokrzywom. Podsądny swym niefortunnym zdaniem chciał tylko powiedzieć, że obawia się, czy ktoś, nawet najhojniej obdarzony darami Bożymi, ale bez systematycznego przygotowania jest w stanie „odróżnić różę od pokrzywy”.
- Mój szanowny kolega w pięknych słowach powiedział to, co ja ujmę prościej – powiedział oskarżyciel – podsądny widział swą misję w kulturze jako zadanie cenzora, decydującego, co ma prawo się rozwijać, a co nie, bo według niego jest wynaturzeniem.
- Tak jest – potwierdził podsądny – Oskarżyciel użył słowa „cenzor”, bo chciał wykorzystać wszystkie negatywne emocje z tym słowem związane. Zdajemy sobie dobrze sprawę, jak szkodliwa może być rola cenzury, jeśli cenzura działa w interesie jakiegoś motywowanego politycznie zleceniodawcy. Jednak cenzura apolityczna działająca w imieniu piękna i wartości, usuwająca z obiegu publicznego to co niskie i brudne jest dla kultury pożyteczna. I w tym sensie można powiedzieć, że na miarę swoich skromnych możliwości spełniałem zadanie cenzora.
- Załóżmy nawet przez chwilę, że zgadzam się z wywodem podsądnego – powiedział oskarżyciel – Że kulturze potrzebny jest taki kontroler wydający glejty „to jest dobre i piękne, a tamto to chłam”. To w takim wypadku, kto by miał prawo być cenzorem? Ktoś o wrażliwości tak wielkiej, że byłby w stanie wszystko zrozumieć i ocenić. Czy taką wrażliwość da się nabyć przez obcowanie z dziełami, które nudzą, nie są zrozumiałe, ale trzeba je znać „bo wielkie są”? Nie. Taka wrażliwość, jeśli ją ktoś ma, musi być darem Bożym. A więc ktoś pozbawiony tego daru nie ma prawa do uroszczeń cenzorskich. Proszę przejrzeć prace własne podsądnego. Czy znajdzie się w nich choć jedna nowa i własna idea? Czy jest tam jakiś zaskakujący świeżością i bijący po oczach odkrywczy środek artystyczny? Nawet jeśli zaakceptujemy pomysł cenzora-ogrodnika, to podsądny jest ostatnią osobą której taką rolę można by powierzyć. Zwłaszcza, że oprócz niewielkiej wrażliwości można mu uczynić inny zarzut. Nie stara się być obiektywny i kieruje się uprzedzeniami. W jego „twórczości krytycznej” znalazłem nawet takie kwiatki, że w jednym komentarzu umie postawić autorowi zarzut plagiatu i utyskiwać, że jego utwór nie przypomina oryginału...
- Chciałbym przypomnieć stronom przerwał Sędzia – że oceniamy tu dokonania podsądnego, a nie jego poglądy na sztukę, kompetencje artystyczne, czy krytyczne. Dalsze dyskusje na temat sztuki nie są tu już potrzebne. Oskarżycielowi udało się dowieść, że w swych poglądach na sztukę podsądny zgrzeszył pychą. Nie udało się natomiast dowieść, że wyrządził tym komukolwiek krzywdę. Jeśli jakiś człowiek przejmuje się niekompetentną recenzją, to nigdy nie będzie artystą. By być artystą trzeba by to, co się chce wyrazić było tak silne, że żadne słowa krytyki nie są w stanie zawrócić człowieka z obranej drogi. Podsądny uda się zatem do czyśćca. Tam będzie mu dostarczana bieżąca twórczość literacka – od arcydzieł po najgorszą grafomanię. Oskarżony dniami będzie czytał, a nocami pisał recenzje. Opuścić czyściec i udać się do raju będzie mógł dopiero wtedy, gdy w tych recenzjach dopatrzę się jakiejś świeżej własnej myśli wywołanej przeczytanym utworem. Zamykam posiedzenie.
- Boże, aż tak długo! – wyrwało się osądzonemu.
.