Bajka księżycowa
Z lasu dochodzi wołanie sowy,
Nad lasem księżyc pomarańczowy
Toczy się nisko i świeci jasno...
Kto patrzy w okno - nie może zasnąć.
A po księżycu w cudownym aucie
Jeździ Twardowski i kosmonauci.
Jadą odwiedzić chyba Kopciuszka.
Widzę ich dobrze ze swego łóżka.
Przy tym księżycu zaś serenady
Arlekin śpiewa lalce z szuflady,
Lecz nie uwiedzie lalki, bo ona
Musi wyjść dzisiaj za Pantalona,
Chociaż nie kocha starucha wcale...
Oj, bardzo ciężkie jest życie lalek!
Płacze Neil Armstrong i pan Twardowski.
A księżyc? Księżyc zbladł z wielkiej troski,
Wlazł gdzieś za chmurę brązową i nie
Przestaje myśleć o Kolombinie.
Skoro się księżyc za chmurę schował,
To ja odwracam od okna głowę.
W ciemności, w ciszy najdoskonalszej
Wyśnię romansu tego ciąg dalszy.