***wieniec
kiedy nic nie mogę
wtedy otwiera się niebo
gdy jestem na siódmym dnie
a pod nim rozwierają się piekła
głoszę w piekle ewangelię
tym co spalić nie mogą się
w popiele
lecz oni nie chcą
są tak zranieni
że wolą wieczne potępienie
niż Boże przebaczenie
wiem co czujesz
przechodzimy to samo
między niebem i piekłem
zawieszeni płaczemy
co rano…
jednak na końcu okaże się
że to co było zwierzem
dzikim w puszczy
krzakiem okaże się
niewielkim…
***
ciemność za szybą aż strach się bać
jestem swoją winą - to na obliczu widać
od czasów niepamiętnych...
najpierw umiera dusza
jak ryba od głowy się psuje
potem umiera psyche
ta jaźń tak często rozdwojona
rozszczepienie w pryzmacie
biel ukaże w kolorze
lecz tęczę ktoś nam skradł
by swoje rzec trzy grosze
na koniec umiera człowiek
na drugą idzie stronę
sypnijcie grudę tej ziemi
połóżcie wieniec z uczynków
u wezgłowia
przygotujcie do najdłuższej podróży
stamtąd się przecież nie wraca...