Macierzanka
a niebo znieruchomiało, powietrzem ścięte,
gdy groza twego piękna przeszyła moje serce
włócznią czystego zachwytu.
Miałaś włosy rozwiane, psotnym gestem wiatru,
podobnie poły szmaragdowego płaszcza
pod którym miałaś błękitna sukienkę,
a ja wyglądałom przy tobie
jak szpak przy pawiu,
w czarnym pogrzebowym garniturze.
Ujęłaś moją dłoń, w prostym zaproszeniu,
a uśmiech twój zmieniał twarz twą w słoneczną tarczę,
chciałobym być zdolne, by
pewnego dnia podarować ci obrączkę
w obietnicy przyszłości, niemal wiecznej.
Musnęłaś mój policzek pocałunkiem,
lżejszym, niż dotyk kwiatowych płatków,
bardziej wypełnionym znaczeniem,
niż tysiąc słów w pergaminowym zwoju.
Zamknij oczy, pozwól mi oddać pieszczotę.