Wenus w ruinach
na jednym z krągłych bioder.
Ręka odebrana przez czas
i twarz zastygła w uśmiechu.
Oblubienica, morderczyni
z lokami zmierzwionymi dłutem.
Spogląda oczami bez wyrazu
na kogoś skrytego za moim ramieniem,
ale nie mam odwagi
odwrócić się do niej plecami,
w obawie, że się poruszy.
Wenus stojąca w ruinie
ma "A" anarchistów narysowane
na lewym policzku,
niczym tatuaż więzienny,
który do niej dziwnie pasuje.
U jej stóp pełzają turyści,
onieśmieleni jej pięknem,
dumnie prezentowaną nagością.
Starożytne spojrzenie
na ideał kobiecości
wybatożone deszczem i wiatrem,
które zmieniły jedwabistość,
w teksturę prawdziwej skóry.
Wenus w ruinie
unosi dumnie głowę,
triumfując własną destrukcją.
W ocalałej dłoni trzyma jabłko,
a ja nie mogę orzec,
czy widzę na nim złotą inskrypcję
"dla najpiękniejszej",
czy zarys węża-kusiciela.