Testosteron w wersji damskiej
mogłyby ją zmieścić.
Ale teraz już nikt
nie trzyma nic tak delikatnie.
Więc rośnie jej bark,
nie wzdłuż ramienia,
tylko tak od środka.
Wychodzi poza krawędzie czucia,
jakby chciało, a nie mogło.
Tam, gdzie buty stają się za duże,
a głos przypomina głos,
ale nie wie kogo.
W kieszeni nosi spinkę,
której nie zakłada,
bo nie chce przylgnąć
do żadnej wersji siebie.
Ale czasem śni,
że coś ją składa w ćwierć siebie,
i układa
między oddechem a źdźbłem światła.