Pigwówka
Z wydechu rosną mi litery ,
niedokładne, porowate, jakby chciały wymknąć się znaczeniu.
Pigwówka kapie z myśli na język.
Słowa skręcają się w spirale,
prawie jak spadochrony dla rzeczy,
które nigdy nie nauczyły się spadać.
Patrzę w sufit , tam też są kwadraty.
W tej przestrzeni wszystko ma krawędzie,
tylko powietrze udaje, że nie.
On siedzi obok,
a jego milczenie ma własną grawitację.
W jego oddechu płynie światło,
tak ciche, że można by nim zapisać sen.
Czasem nasze powietrza splatają się na sekundę,
jak dwa równania, które na chwilę tracą zgodność -
i w tym błędzie mieszkamy.
Nie wiem, czy on chce otworzyć spadochron.
Może wierzy, że ziemia
to tylko inna forma nieba.
A ja składam się z oddechów,
które wracają do mnie z opóźnieniem,
jak echo w zamkniętym kubiku.
W procentach jesteśmy jednością,
ale nikt nigdy nie policzył,
ile naprawdę wynosi całe sto.
