poezja jako żywotna choroba przenoszona atramentową drogą
w niej się zakochać to już przepadłeś
każdy dzień życia liryką będzie
słowem nicować to co nieładne
ona ci każe na pointę przysiąc
że jej wierności wiecznej dochowasz
i że wiatr żaden jej nie rozwieje
dla niej i przez nią będziesz żeglować
przez oceany i mroczne knieje
a gdy już dotrzesz tam gdzie się kończy
i gdzie zaczyna kałamarz marzeń
wyznasz jej miłość końcową puentą
wierz mi to zawsze może się zdarzyć
- puenta -
przepłynęłaś wszystkie rzeki
utonęłaś w każdym morzu
o margines się kalecząc
a poezji nikt nie dojrzał
nie usłyszał twoich szeptów
co jak krzyk raniły ciszę
i pisały krwią konspekty
te co piekła były bliżej
nikt cię dłonią nie zatrzymał
choć przez usta dmuchał wiarą
że ty jesteś ta jedyna
której warto być ofiarą
zatonięcia w twoim oku
między łzami niebieszczenia
pod powieką płynąć w spokój
by odnaleźć cel istnienia
hej!