**Ludzie ulicy**
Może wody,
odrobiny chleba,
schronienia.
Dlaczego masz łzy w oczach?
Bo od dawna
z niczyich ust
nie padły te słowa.
Tyle pogardy
i wrogich spojrzeń.
Nawet dziecka nie oszczędzono,
choć ono nie jest winne
ciężarowi tego świata.
Dokąd teraz pójdziecie?
Gdzie się udacie?
Wiatr drogę wskaże,
słońce wyznaczy kierunek,
mgła zaprowadzi w nieznane.
Moja ręka pogodzona z losem,
dziś jestem człowiekiem ulicy,
a jutro znów będę kosztował
wytrawnego posiłku,
gdy jaśnie pan
w swe posiadłości zaprosi.
Jesteś zbyt wrażliwy —
powiadają —
za dużo w tobie empatii.
Lepiej wyrzuć te cechy do kosza,
do niczego się nie przydają,
zniszczą cię za to.
Lecz ja inaczej nie potrafię,
nie mogę.
Tyle ścieżek,
zakrętów przebyłem,
ludzi ulicy spotkałem.
Wiem, co to znaczy
spać przy śmietniku,
owinięty tylko w dziurawy płaszcz,
bo mnie też nazywają
człowiekiem ulicy,
choć jestem bogaczem,
który posiada pałac
i jeździ konnym powozem.
Damian Moszek.