* (Takie wszystko jest dzisiaj...)
Takie wszystko jest dzisiaj mocne
natężone.
Stół jak koński grzbiet.
Kręgosłup i mięśnie ma twarde.
Ptaki jakby wąchały okno.
Jakby coś wyczuły. Pomiędzy
strunami ciszy.
Papierosowy dym szarpie niewielki pokój,
rysuje parkiety ścian
jak tancerz opętany turniejem
palce opętane muzyką.
Buraczana bulwa słońca
krwawi
buraczana bulwa serca.
Siedzę przy biurku, przy oknie, przy życiu
jak przy zupie,
która wystygła. Palcami nabieram
łyżkę.
Przecieka
przez szpary w drzwiach
krew dnia
w tą i we w tą
Siedzę przy stole, który jest jak koński grzbiet
kopyta rozpryskują się o posadzkę.
Nie jestem jeźdźcem, jestem tu na gapę.
Zmienia się plener. Czuję zapach trawy
palonej i dymu
szorstkość sierści
bliskość
instynkt
piruet wiatru
na twarzy
wszystko jest takie inne
intensywne
ostateczne
jakby świat zrozumiał że zmierza donikąd
nieuchronnie jak przerzut nowotworu złośliwego
Wszystko tutaj chce uciekać,
papierosowy dym stuka srebrnymi szpilkami
goniąc w stronę drzwi,
złamane obcasy rozbiegają się na boki
kuleje
upada zasypując się włosami.
Wybrzmiały bęben słońca
czeka jeszcze na umierające w ciemnościach echo.
Zabierajmy się stąd
w ten zrost nieba,
stężałą gałąź bliznowca,
walmy głową w ścianę